WChemii, czyli lab od podszewki
OPIS PROJEKTU "WChemii, czyli lab od podszewki" (wywiady z pracownikami naukowymi WCh UW)
„WChemii, czyli lab od podszewki” to nowa seria od studentów dla studentów. Z naukowym zapałem i lawiną pytań wybieramy się w podróż po zakątkach wydziału, aby zgłębić tajniki pracy naukowej, badań, a przede wszystkim – by lepiej poznać naszych wspaniałych dydaktyków. Jaki jest ulubiony zespół muzyczny dziekana, z czym na co dzień mierzą się badacze w pracy naukowej i jak narodziła się ich pasja do chemii – odpowiedzi na te i wiele innych pytań znajdziecie właśnie w naszych wywiadach. Serdecznie zapraszamy do lektury!
Prof. dr hab. Sławomir Sęk
Wraz z początkiem bieżącego roku akademickiego objął Pan Profesor stanowisko dziekana wydziału. Czy mógłby Pan Profesor opowiedzieć, z czym wiąże się pełnienie tej funkcji?
Obowiązki dziekana wydziału są dosyć szerokie i są oczywiście zdefiniowane w statucie UW, myślę jednak, że omawianie poszczególnych punktów odnośnie obowiązków dziekana w tej chwili byłoby pewnie dosyć nudne *śmiech*. Mówiąc bardzo ogólnie, zadaniem dziekana jest organizowanie pracy wydziału, w tym kształtowanie polityki i kadrowej, i naukowej. Po części dziekan odpowiada również za zapewnienie warunków do prawidłowej realizacji procesu kształcenia, choć same kwestie organizacji dydaktyki są bardziej w kompetencjach Kierownika Jednostki Dydaktycznej, czyli dziekana Chotkowskiego. Można powiedzieć, że rolą dziekana jest także dbanie o ludzi – pracowników i studentów – w wymiarze organizacyjnym i infrastrukturalnym. Obowiązkiem Kolegium Dziekańskiego jest zapewnienie wszystkim odpowiednich warunków do studiowania i pracy, tak by były one jak najbardziej komfortowe. Jest jeszcze druga strona medalu, dla niektórych bardziej atrakcyjna, dla innych mniej – dziekan także reprezentuje wydział na zewnątrz – na wszelkiego typu uroczystościach czy forach.
W poprzedniej kadencji również był Pan Profesor członkiem Kolegium Dziekańskiego. Czy jest coś, co zaskoczyło Pana Profesora najbardziej w związku z objęciem stanowiska dziekana?
Niewątpliwie to, że poprzednie cztery lata miałem okazję być prodziekanem ds. ogólnych i finansów w zespole dziekana Kudelskiego, przygotowało mnie na wiele rzeczy, więc rozpoczynając tę kadencję jako dziekan, tych zaskoczeń tak dużo nie było. Przez poprzednie cztery lata miałem okazję zapoznać się z wieloma aspektami działalności wydziału i tego, jak to jest zorganizowane, ale powiedziałbym żartobliwie, że tym, co mnie zaskoczyło, był ciężar łańcucha dziekańskiego, który można metaforycznie porównać z ciężarem władzy. Oprócz tego, zupełnych zaskoczeń raczej nie było właśnie ze względu na wcześniejsze doświadczenie, które na pewno znacznie ułatwiło przejście na nowe stanowisko. Są jednak pewne aspekty, w które jeszcze muszę się wdrażać, w szczególności w tych zakresach, za które nie odpowiadałem jako prodziekan. Niektóre z nich z pewnością wymagają ode mnie dokształcenia się.
Co według Pana Profesora wyróżnia nasz wydział najbardziej na tle innych wydziałów chemicznych w Polsce?
Powiedziałbym, że wyróżnia nas to, co najcenniejsze, czyli ludzie. Mamy, moim zdaniem, unikalną społeczność z fantastyczną synergią pomiędzy naukowcami i studentami, a także wspaniałą administrację i pracowników obsługi, którzy skutecznie nas wspierają. To wszystko razem tworzy społeczność, która cechuje się dużą różnorodnością. Wyróżnia nas też sposób, w jaki ta społeczność funkcjonuje, szczególnie jej otwartość i wzajemny szacunek. Nie chcę nazywać nas jedną wielką rodziną *śmiech* chociaż byłbym skłonny powiedzieć, że relacje, jakie panują u nas na wydziale, porównując do innych jednostek, są fantastyczne i bardzo to sobie cenię. Pracuję tutaj już od wielu lat i muszę powiedzieć, że takiej synergii życzyłbym też innym jednostkom w Polsce i nie tylko. Myślę, że przede wszystkim wyróżniają nas ludzie, którzy tworzą ten wydział. To nie jest tylko budynek, laboratoria i sale wykładowe, bo cała ta infrastruktura nic nie znaczy, jeśli nie ma w niej ludzi, którzy tchną życie w twór, który nazywamy Wydziałem Chemii UW.
Skąd wzięła się pasja Pana Profesora do nauk chemicznych?
Ta pasja zaczęła się bardzo, bardzo dawno temu, jeszcze w szkole podstawowej. To były lata, gdy nawet jeszcze nie miałem lekcji chemii. W moich czasach w szkole podstawowej uczyło się osiem lat, chemia pojawiała się dopiero, bodajże, w siódmej klasie, natomiast mnie chemia zaczęła interesować już na przełomie piątej i szóstej klasy. Przyniosłem nawet rekwizyt *wyciąga książkę Stefana Sękowskiego “Moje laboratorium”* żeby wam pokazać, co było punktem zapalnym. Była to seria książek, które opisywały ciekawe doświadczenia chemiczne, które można było własnym sumptem wykonać w domu. Dotyczyły one różnych dziedzin, od podstawowej chemii nieorganicznej poprzez organikę i elektrochemię. Moja przygoda z chemią zaczęła się właśnie od jednej z książeczek napisanych przez Stefana Sękowskiego. Wpadła mi ona w ręce w antykwariacie, przy okazji poszukiwania czegoś zupełnie innego. Po lekturze stwierdziłem, że fajnie by było spróbować część z tych rzeczy, która wydawała się wykonalna na tamten moment, przeprowadzić w domu. Wzbudzało to pewne kontrowersje, szczególnie od strony rodzicielskiej *śmiech*, bo nie każdy eksperyment kończył się powodzeniem i czasami oznaczało to straty materialne. Był to moment, gdy chemia zaczęła coraz bardziej mnie wciągać. Później byłem konsekwentny w tym wyborze – po szkole podstawowej poszedłem do technikum chemicznego, a po technikum zupełnie naturalnym wyborem były dla mnie studia na kierunku chemia.
Czym obecnie zajmuje się Pan Profesor naukowo?
W grupie badawczej, którą kieruję, rozwijamy dwie gałęzie badań. Pierwsza z nich skupia się na zagadnieniach, którymi zainteresowała mnie już wiele lat temu jako studenta pani profesor Bilewicz. Dotyczą one procesów transportu elektronowego przez organiczne cząsteczki, w szczególności interesują nas peptydy i białka. Pozornie wydaje się, że coś takiego jak peptyd czy białko, czyli zasadniczo dielektryk, nie powinno przewodzić prądu. Okazuje się jednak, że w pewnych specyficznych okolicznościach te elektrony mogą całkiem żwawo przemieszczać się wykorzystując właśnie łańcuchy peptydowe. Zawsze interesował mnie ten mechanizm – jak to się dzieje, że elektrony są przekazywane za pośrednictwem łańcuchów peptydowych, czasem na bardzo duże odległości. Są białka, w których elektron jest przenoszony między centrami aktywnymi nawet na kilka nanometrów. Interesowała mnie strona mechanistyczna – jak to się dzieje, jaka jest efektywność tego procesu i co na nią wpływa. Są to stricte badania podstawowe, ale oczywiście w dalszej perspektywie można sobie wyobrazić, że tego typu badania przełożą się na aspekt aplikacyjny – doskonale wiemy, że postęp elektroniki jest ściśle związany z miniaturyzacją. Kiedyś osiągniemy dolną granicę, dlatego jej przekroczenie będzie wymagało od nas budowania różnego rodzaju układów elektronicznych opartych na pojedynczych cząsteczkach. Badania, które prowadzimy, jak najbardziej się w to wpisują. Zarówno peptydy, jak i białka, mają takie właściwości pod kątem transportu elektronów, że potrafią przykładowo kierunkowo przepuszczać elektrony, więc działają trochę jak molekularna dioda – w jednym kierunku elektrony płyną efektywnie, a w drugim już nie.
Druga gałąź badawcza to dziedzina badań związanych z biomimetyką. Konstruujemy i badamy membrany lipidowe, które mają naśladować błony komórkowe – eukariotyczne bądź prokariotyczne, choć skupiamy się raczej na tych drugich. Wykorzystujemy membrany lipidowe do badania ich oddziaływań także z peptydami, ale o innym charakterze, a mianowicie o charakterze przeciwbakteryjnym – czasami mówi się o nich “peptydy antybiotykowe”. Nasza praca skupia się nie tyle na tym, by szukać nowych leków czy antybiotyków, co bardziej na szukaniu odpowiedzi na pytanie jaki jest mechanizm samego działania takich peptydów na membrany lipidowe, przykładowo w jaki sposób to się dzieje, że membrany są uszkadzane, co w efekcie zaburza wzrost bakterii. Ponownie, są to badania bardziej mechanistyczne, o charakterze podstawowym, ale implikacje są raczej dość oczywiste – w świetle rosnącej antybiotykooporności, którą obserwujemy, należy szukać alternatywnych rozwiązań. Nie tylko peptydy antybiotykowe, ale też peptydomimetyki, mogą stworzyć taką alternatywę. Jest to działalność badawcza z pogranicza chemii, biologii i zastosowań biomedycznych , ale jak wspomniałem, nas najbardziej nas najbardziej interesują aspekty mechanistyczne, czyli jak taki peptyd powoduje, że membrana komórki bakteryjnej ulega uszkodzeniu.
Pierwsza część zainteresowań naukowych Pana Profesora została zainspirowana przez panią profesor Bilewicz. Jaka była geneza zainteresowania drugą częścią? Czy również ktoś Pana Profesora zainspirował?
Tak. Druga pojawiła się trochę później, gdy odbywałem staż podoktorski na Uniwersytecie w Guelph w Kanadzie. Mój szef, profesor Jacek Lipkowski, od jakiegoś czasu zajmował się badaniami nad membranami lipidowymi i, niejako, zaraził mnie tym tematem. Do dzisiaj utrzymujemy ze sobą kontakt i mamy wspólne publikacje, które dotyczą właśnie tej dziedziny. Gdy przełożony potrafi w odpowiedni sposób przedstawić tematykę i nią zainteresować, to oczywiście łatwiej jest wdrożyć się w daną ścieżkę badawczą. W szczególności, gdy widzi się dalsze perspektywy i ma się świadomość, że mimo że są to badania podstawowe, gdzieś tam na końcu drogi pojawia się aspekt aplikacyjny i może się to przydać w kontekście chociażby projektowania nowych leków. Warto dodać, że membrany lipidowe są też często elementami biosensorów, więc gdy widzi się ten aspekt aplikacyjny na końcu, to tym bardziej dana ścieżka staje się atrakcyjna.
Czy poza biologią i naukami biomedycznymi współpracuje Pan Profesor jeszcze z jakimiś dziedzinami nauki w swoich badaniach?
Jeśli chodzi o pierwszą gałąź badawczą, o której wspominałem, to często zdarzało mi się współpracować z fizykami, ze względu na mechanistyczny charakter badań, który czasem wymaga zrozumienia zagadnień, które są bliższe fizykom niż chemikom. W drugim przypadku oczywiście jest współpraca z biologami, która jest bardzo pożądana. Jak już mówiłem, nie jest naszym nadrzędnym celem opracowywanie nowych leków, ale siłą rzeczy, gdy zsyntezujemy nowy interesujący peptyd bądź peptydomimetyk, to często chcemy też, zanim przystąpimy do badań mechanistycznych, sprawdzić, czy rzeczywiście wykazuje on aktywność przeciwbakteryjną. Współpraca z biologami jest tutaj niezastąpiona, w szczególności z grupą pana profesora Dariusza Bartosika z Wydziału Biologii naszego uniwersytetu. Jeśli chodzi o współpracę w obrębie samej chemii, to na pewno bardzo istotna jest współpraca z chemikami organikami – od wielu lat współpracuję z panią prodziekan Karoliną Pułką-Ziach, która w obrębie naszych badań jest odpowiedzialna za część syntetyczną.
Co najbardziej zaskoczyło Pana Profesora w pracy naukowej?
Jest to bardzo trudne pytanie – w pracy naukowej człowiek jest zaskoczony prawie codziennie. Mamy świadomość, pisząc projekty, czy też tworząc koncepcję eksperymentu, że “papier przyjmie wszystko” i według wszelkiej dostępnej wiedzy możemy do pewnego stopnia przewidzieć, że konkretna konstrukcja eksperymentu pozwoli na uzyskanie danego wyniku. Jednak, jak to zwykle bywa w pracy eksperymentatora, większość przypadków to zaskoczenie i okazuje się, że jednak wynik eksperymentu jest niezgodny z przewidywaniami. Powiedziałbym, że to chleb powszedni pracy badawczej, a tego typu zaskoczenia pojawiają się bardzo regularnie w najmniej oczekiwanych momentach. Jest to element codzienności pracy badawczej, ale z drugiej strony także element, który czyni tę pracę atrakcyjną. Zapewne sami zdają sobie Państwo sprawę, że przy takim natężeniu zaskoczeń nie sposób się nudzić – zawsze jest nad czym myśleć.
Jaki aspekt pracy naukowej jest według Pana Profesora najtrudniejszy?
Myślę, że nie tyle najtrudniejsze, co niesłychanie ważne, choć niektórzy mogą to postrzegać jako trudność, jest wypracowanie dużej dozy cierpliwości w sobie oraz konsekwencji w działaniu. Bez tego wykonanie jakiegokolwiek eksperymentu, który przyniesie wartościowe wyniki jest moim zdaniem bardzo trudne, szczególnie, jeśli ktoś należy do niecierpliwych. Istnieje wówczas bardzo duża szansa, że w ciągu czynności, które wykonujemy w trakcie eksperymentu, gdzieś pojawi się delikatny “skrót”, który spowoduje, że cały eksperyment upada. Cierpliwość i konsekwencja to podstawa w pracy naukowej. Obserwuję dość niepokojący trend polegający na tym, że wiele osób, wchodząc w świat nauki, oczekuje szybkich rezultatów, najlepiej spektakularnych. Bardzo pozytywnie postrzegam ambicjonalne podejście i chęć do pracy oraz uzyskanie wartościowych wyników, ale trzeba sobie zdawać sprawę z tego, że w badaniach często robimy rzeczy bardzo trudne, których nikt nigdy wcześniej nie próbował. Jest to metoda prób i błędów, gdzie szukamy optymalnych rozwiązań nie mając gwarancji, że nasz pomysł zadziała. Zatem, oprócz cierpliwości i konsekwencji, niezbędna jest spora dawka pokory – staramy się zmierzyć z prawami natury, która nadal pozostaje dużo sprytniejsza od nas.
W takim razie co najbardziej lubi Pan Profesor w pracy naukowej?
Paradoksalnie chyba właśnie te zaskoczenia. Przychodząc każdego dnia do laboratorium człowiek nigdy nie wie, co go czeka, każdy dzień jest inny. A jeśli jeszcze lubi się to robić, to zdecydowanie ułatwia to funkcjonowanie. Kilka lat temu był u nas wykład profesora Aarona Ciechanowera, noblisty z dziedziny chemii z 2004 roku. Powiedział on wtedy bardzo ciekawą rzecz – że on nie ma pracy, tylko hobby. Myślę, że jest to stwierdzenie, pod którym podpisze się wielu naukowców, którzy swój zapał i entuzjazm wkładają w pracę laboratoryjną i prowadzenie badań. Ja również mogę się pod tym podpisać – pracę badawczą traktuję jako realizację swoich zainteresowań i spełnianie pasji, co powoduje, że fakt, że jest to jednocześnie moja praca jest wyłącznie wartością dodaną. Przychodzę do tak zwanej pracy realizować się w tym, co najbardziej lubię.
Wspominał Pan Profesor, że był Pan konsekwentny w podążaniu za marzeniem, by zostać chemikiem. Czy były jakieś inne kierunki, które rozpatrywał Pan Profesor przy wyborze studiów wyższych?
Jestem trudnym przypadkiem, bo byłem bardzo mocno zorientowany na chemię, nie ukrywam *śmiech* Moja alternatywa obejmowała chemię na Uniwersytecie Warszawskim i chemię na Politechnice. Zdecydowałem się na nasz Uniwersytet, ponieważ, przynajmniej w tamtych czasach, był tu bardziej wyeksponowany komponent badań podstawowych, podczas gdy Politechnika była bardziej inżynieryjno-techniczna. Zawsze ciągnęło mnie w stronę podstawowych problemów, stąd mój wybór padł na chemię. Gdy byłem już zadeklarowany, że chcę zajmować się w życiu chemią, nie rozważałem innych opcji. Nie licząc oczywiście czasów, gdy człowiek był zupełnie młody, kiedy to w głowie pojawiały się koncepcje kariery piłkarza albo podróżnika *śmiech* Różne były pomysły, ale gdy pojawiła się chemia, to już nie było odwrotu. Porównując z kierunkowym transportem elektronów, przepływ był już tylko w jedną stronę *śmiech*
Co spowodowało, że Pan Profesor zdecydował się na dalsze podążanie ścieżką naukową i pozostanie na uniwersytecie?
Przede wszystkim ciekawość – jak to wszystko działa, co leży u podstaw zjawisk, które obserwujemy, urządzeń, które używamy. Mamy tutaj telefon, na którym rejestrowana jest nasza rozmowa, ale tam, w “bebechach” jest bateria – co tam się dzieje? Elektrochemia! Zawsze była we mnie ciekawość zobaczenia, co jest pod spodem. Bardzo doceniam oczywiście badania aplikacyjne czy wdrożeniowe, które mogą dać gotowy produkt, na który statystyczny Kowalski popatrzy, weźmie do ręki i stwierdzi “okej, fajna rzecz”, jak chociażby telefon. Jednak od zawsze interesował mnie głębszy wgląd w to, jak działa świat wokół nas i był to dla mnie główny impuls, aby zająć się działalnością badawczą – często zadawałem sobie pytanie: dlaczego?
Czy podczas studiów na naszym wydziale byli dydaktycy, którzy szczególnie wpłynęli na rozwój naukowy Pana Profesora?
Jak już wcześniej zostało wspomniane, bardzo duży wpływ na utwierdzenie się w mojej decyzji kontynuacji rozwoju w ścieżce badawczo-naukowej miała pani profesor Bilewicz, z którą miałem zajęcia już na pierwszym roku. Uważam, że była i jest świetnym dydaktykiem – bardzo wiele się od niej nauczyłem, nie tylko w zakresie materiału przekazywanego na zajęciach, ale również w kontekście badawczym i życiowym. Jest to jedna z postaci, o których śmiało mogę powiedzieć, że mnie ukształtowały jako chemika. Taką postacią jest również pan profesor Galus, legenda naszego wydziału i elektrochemii, nie tylko polskiej, ale i światowej. Gdy rozpoczynałem zajęcia z panem profesorem Galusem, posiadałem już podstawową wiedzę na temat elektrochemii i nawet czułem się mocny w tej dziedzinie, ale muszę powiedzieć, że po wysłuchaniu pierwszych paru wykładów pana profesora stwierdziłem, że jednak wiem niewiele *śmiech* Tutaj pojawił się właśnie wspomniany wcześniej element pokory. Nie zmienia to jednak faktu, że pan profesor Galus w fantastyczny sposób przekazywał tę wiedzę – udział w tych wykładach to była po prostu czysta przyjemność. To, co niektórym wydawało się czarną magią – a wśród studentów nadal pojawiają się głosy, że niektóre aspekty, jeśli chodzi o elektrochemię, są kompletnie niezrozumiałe – po wykładzie pana profesora było jasne i klarowne. Są to dwie postacie z naszego wydziału, które miały największy wpływ na ukształtowanie mnie jako chemika.
Jakie było największe wyzwanie, z jakim spotkał się Pan Profesor na studiach?
Był taki przedmiot jak “Zastosowanie informatyki w chemii”. Wbrew pozorom, z informatyką to nie miało zbyt wiele wspólnego, bo głównie w ramach tego przedmiotu zajmowaliśmy się całkowaniem numerycznym. Choć próbowaliśmy też pisać proste programy. Nie ukrywam, że na tamtym etapie ten przedmiot był dla mnie największym wyzwaniem – był to jedyny przedmiot w całej mojej edukacji, którego nie udało mi się zaliczyć w pierwszym terminie *śmiech* Więc można uznać, że było to dla mnie największe wyzwanie
Jak wiemy, nie samą pracą człowiek żyje. Jakie są zainteresowania Pana Profesora poza chemią?
Rzeczywiście *śmiech* Moje zainteresowania, ponownie, rozchodzą się na dwie gałęzie, choć w wielu aspektach można je połączyć. Pierwszą jest muzyka, aczkolwiek dość specyficzna – jestem zdeklarowanym fanem muzyki metalowej, choć nie twierdzę, że słucham wyłącznie takiej – przekrój jest szeroki, od muzyki poważnej po pop. Wszystko jest do posłuchania, w pewnych granicach rozsądku *śmiech* Jednak serce jest przy muzyce metalowej.
Jaki ulubiony zespół Pana Profesora?
Trudno byłoby wybrać jeden *śmiech* Z racji wieku pewnie nie będzie zaskoczeniem, gdy powiem, że Metallica – jako nastolatek wchłaniałem dźwięki Master of Puppets czy …And Justice For All. Bardzo lubię również zespół, który pojawił się nieco później i ewoluował stylistycznie, ale został ze mną od lat 90 – chodzi o Machine Head. W trzech zespołach też trudno będzie się zmieścić *śmiech* Bardzo lubię także Lamb of God i Meshuggah. Często sięgam także po muzykę z trochę innych działek. Jednym z zespołów, których nie zdefiniowałbym jako stricte metalowych, a bardziej jako muzykę alternatywną, który również jest mi bardzo bliski, jest Primus – fantastyczny zespół, polecam każdemu.
Ma Pan Profesor również własny zespół. Co skłoniło Pana Profesora do jego założenia?
Wiąże się to trochę z moim domem rodzinnym – mam starszego brata, który jest muzykiem, więc siłą rzeczy muzyka zawsze się gdzieś tam w domu przewijała, co w którymś momencie zaowocowało moim zainteresowaniem gitarą. Nauczyłem się paru podstawowych piosenek, na przykład Thunderstruck AC/DC czy Harvester of Sorrow Metalliki, ale w którymś momencie granie samych coverów przestało wystarczać i pojawiła się myśl, że może warto stworzyć coś własnego. Od czasów szkoły średniej zawsze był jakiś zespół, w którym grałem, najczęściej z inicjatywy mojej i mojego brata, który również gra, między innymi, na gitarze. Tych zespołów było kilka. Od 2012 mamy projekt, którego się trzymamy do tej pory. Zawsze z dużą przyjemnością traktowałem proces powstawania muzyki. Wiadomo, że wymyślenie pojedynczego riffu nie zamyka sprawy – musi zajść jeszcze cały proces twórczy, aranżacji, zebrania ludzi, dołożenia instrumentów, aż powstanie spójna całość. Przyjemnym uczuciem jest świadomość, że stworzyło się coś, co, przynajmniej dla niektórych, będzie miłe dla ucha.
Pracę muzyka można porównać z pracą chemika – zespół ludzi pracuje nad czymś z nadzieją, że uda się uzyskać oczekiwany rezultat.
Dokładnie tak. Praca chemika w dzisiejszych czasach jest pracą zespołową i tak samo jest w przypadku muzyki – jeśli nie jest się wybitnym solistą, to praca zespołowa jest podstawą uzyskania dobrego efektu, więc to porównanie jak najbardziej pasuje. Powiedziałbym, że jest to też element, który zwiększa wrażliwość człowieka na słuchanie innych. Pracując w zespole siłą rzeczy trzeba szukać kompromisów. Nawet jeśli mamy w zespole jednostki o bardzo silnych osobowościach i mocno zaakcentowanym indywidualizmie, to chcąc znaleźć wspólny środek, trzeba współpracować. Jest to świetna lekcja w kontekście słuchania, co inni mają do powiedzenia. Czasami są to głosy krytyczne, czasami głosy pochwały, ale zawsze czegoś uczą.
Jaka jest druga strona zainteresowań Pana Profesora?
Jeśli chodzi o drugą gałąź, to wymaga ona sporego zmęczenia fizycznego *śmiech* Mianowicie są to góry, a w szczególności nasze polskie Tatry, po których uwielbiam chodzić. Od wielu, wielu lat, wspólnie z moim synem co roku obowiązkowo musimy pojechać w Tatry, pochodzić po szlakach i trochę pogadać. Jest to świetna okazja do pielęgnowania relacji – jedna strona to piękne widoki, a druga to męska wyprawa w góry.
Czy przyjmuje Pan Profesor studentów na pracę dyplomową? Jeśli tak, czego dany student może się spodziewać?
Jak najbardziej przyjmuję studentów na prace dyplomowe. Można spodziewać się ciekawej tematyki badawczej, oczywiście patrząc z mojej perspektywy *śmiech* W szczególności jeśli ktoś chce pracować w działce z pogranicza chemii z innymi dziedzinami – czy to biologicznymi, czy biomedycznymi – to myślę, że odnajdzie się w naszej grupie badawczej. Na pewno trzeba być gotowym na ciężką pracę, u nas nigdy nie jest łatwo *śmiech* Jak powiedział mój mentor na stażu podoktorskim, wcześniej wspomniany profesor Jacek Lipkowski – do badań naukowych, którymi człowiek chce się zająć można podejść na dwa sposoby. Można wybrać działkę badawczą, która jest popularna i w której dużo się publikuje, a jednocześnie jest intensywnie rozwijana przez wiele grup, co daje nam dużo wsparcia w kontekście, tego, że pewne problemy już są rozwiązane. Mówiąc krótko – koncepcja jest już rozwinięta, co nam bardzo ułatwia życie. Z drugiej strony można wybrać taką działkę badawczą, która jest niepopularna, bo jest po prostu trudna. Nie wiem, czy mogę powiedzieć, że nasze badania są niepopularne, ponieważ jest mnóstwo grup, które zajmują się tego typu badaniami, ale na pewno jest to działka trudna. A jest trudna ze względu na to, że chociażby w kontekście membran lipidowych, z założenia chcemy, by był to układ naśladujący układ biologiczny, a tak jak mówiłem, natura nadal jest dużo sprytniejsza od nas i pewne jej tajemnice wciąż pozostają dla nas niezbadane. Pole do popełnienia błędu ogromne, a więc mówiąc krótko – jest czego szukać. Można się spodziewać, że tematyka, którą rozwijamy w grupie badawczej jest raczej z tych trudniejszych, ale z drugiej strony pozytywne wyniki, gdy już zdoła się je uzyskać, dają naprawdę dużo satysfakcji. Jeśli włożymy odpowiednio dużo pracy, będziemy cierpliwi i konsekwentni, to gdzieś tam na końcu tej drogi czeka nas coś miłego.
Czy ma Pan Profesor jakąś anegdotę z czasów studiów, którą mógłby się Pan podzielić?
Zastanawiałem się nad tym pytaniem i stwierdziłem, że większość anegdot może nie nadawać się do wywiadu, w czasach studenckich różne rzeczy się dzieją *śmiech*. Jest jedna sytuacja, bodajże, z drugiego roku, gdy to profesor Mierzecki wprowadził nas w lekką konsternację i zasiał niepewność na sali w trakcie wykładu z historii chemii. Muszę zacząć od tego, że nasz rok miał taki zwyczaj, który może jeszcze przetrwał – jeśli na danym wykładzie była sprawdzana lista obecności, to wpisywaliśmy się na nią po kolei z imienia i nazwiska, a oprócz tego na końcu listy dopisywany był Tales z Miletu. Pan profesor Mierzecki, jak i inni wykładowcy podchodzili do tego z dużą dozą wyrozumiałości. Na ostatnim wykładzie, gdy mieliśmy już zebrać zaliczenia, pan profesor powiedział, że bardzo się cieszy z frekwencji, niemniej jednak jednej osobie tego wykładu zaliczyć nie może. Zaczęliśmy się zastanawiać, jak do tego doszło, skoro liczyła się tylko frekwencja, nie było egzaminu – w czym jest problem? Więc padło pytanie “kto nie zalicza?”. Oczywiście był to Tales z Miletu *śmiech*
Czy jest coś, co chciałby Pan Profesor powiedzieć przyszłym chemikom?
Jeżeli ktoś ma w sobie ten “pierwiastek chemika” *śmiech*, to jest wiele powodów, dla których warto go pielęgnować. Po pierwsze – wykształcenie chemika, wbrew pozorom, jest bardzo uniwersalne – już pod koniec lat 70. chemia została nazwana central science. Dlaczego? Tak naprawdę pracuje ona na styku bądź w połączeniu z innymi dziedzinami, więc jest dziedziną centralną – przydaje się biologom, medykom, fizykom czy inżynierom materiałowym. Mówiąc krótko, centralna rola chemii przejawia się w przeróżnych dziedzinach i stąd bierze się jej interdyscyplinarność. Myślę, że dzięki temu chemik otrzymuje uniwersalny model wykształcenia – owszem, znamy się na pierwiastkach, właściwościach, reakcjach, wiele wiemy o strukturach różnych związków, ale oprócz tego mamy wiedzę, która pozwala nam dość swobodnie poruszać się w innych dziedzinach. Gdyby nie było chemików, to niewiele mogliby zrobić fizycy, biolodzy, farmaceuci czy lekarze – wszędzie przejawia się chemia. W związku z tym, jeśli ktoś ma drive, aby studiować chemię, to na pewno jest to jeden z elementów zachęty. Należy również zdawać sobie sprawę z tego, jak bardzo praktyczną dziedziną jest chemia, wracając chociażby do wcześniej wspomnianego telefonu i dziejącej się w nim elektrochemii, ale nie tylko – spójrzmy na otaczające nas organizmy. O tej porze roku jeszcze tego nie widać, ale za niedługo zrobi się zielono i ruszy wszechobecna fotosynteza. Co tam się dzieje? Sama chemia. Nasze organizmy – fakt, że rozmawiamy, oddychamy – sama chemia. Gdy ktoś sobie uświadamia, jak bardzo chemia przeplata się z codziennym życiem, zarówno na poziomie biologicznym, jak i technologicznym, widzi, jak bardzo wszechobecna jest ta dziedzina. Myślę, że to doskonała zachęta, by dalej zgłębiać chemię.
Autorzy: Fryderyka Wachnicka-Grymuza, Mikołaj Jagieniak
Dr hab. Maciej Chotkowski, prof. ucz.
Dlaczego warto wybrać nasz Wydział?
Przede wszystkim mamy bardzo bogatą ofertę dydaktyczną – zajmujemy się kompleksowym kształceniem naszych studentów w wielu chemicznych obszarach na kierunkach chemia, chemiczna analiza instrumentalna, chemia medyczna, chemia jądrowa i radiofarmaceutyki oraz na studiach stopnia drugiego – są to chemia medyczna, chemia stosowana czy radiogenomika. Zajęcia obejmują główne działy chemii takie jak chemia analityczna, organiczna, nieorganiczna, teoretyczna czy fizyczna. Prowadzimy kierunki, które są wyjątkowe w skali nie tylko polskiej, ale i europejskiej, jak Chemia Jądrowa i Radiofarmaceutyki. Bardzo zależy nam na tym, by możliwie jak najwcześniej angażować studentów w pracę naukową. Kładziemy duży nacisk na to, by realizowane prace dyplomowe na studiach stopnia pierwszego miały charakter przede wszystkim eksperymentalny. Warto także wspomnieć, że właśnie w tej chwili zajmujemy się przebudową programów studiów na kierunkach licencjackich i magisterskich, aby podążać za współczesnymi trendami w dydaktyce i potrzebami młodych – jesteśmy otwarci na projakościowe zmiany.
Co najbardziej zaskoczyło Pana Profesora w związku z objęciem stanowiska prodziekana ds. studenckich?
Zdecydowanie to, jak wiele obowiązków ma prodziekan ds. studenckich. Obszary te nie dotyczą wszakże tylko spraw studenckich, takich jak przeniesienia, zaliczenia, zapisy na dane przedmioty czy urlopy, ale także całości działalności Wydziału związanej z szeroko rozumianą dydaktyką. Nie ma dnia, żebym nie spotykał się z nauczycielami akademickimi i nie rozmawiał o kwestiach związanych z prowadzonymi zajęciami. Jak już wspomniałem na wstępie, zmieniamy programy studiów na kierunkach studiów pierwszego stopnia. Jest to przedsięwzięcie bardzo wymagające, które bez koordynatorów poszczególnych kierunków czy prowadzących przedmiotów nie może się udać. Ponieważ zmian tych jest relatywnie dużo, dużo też jest spraw do ustalenia – od terminów zajęć, przez zmiany w sylabusach, opracowanie nowych formuł zajęć – przykładowo technologii informacyjnych i komunikacyjnych czy matematyki i fizyki – na obsadzie zajęć kończąc. Pracownicy Naszego Wydziału prowadzą przedmioty także w innych jednostkach Uniwersytetu – te kwestie także trzeba koordynować.
Skąd się wzięła pasja Pana Profesora do chemii?
Powiem chyba coś trywialnego, a mianowicie, tak, jak u wielu osób, moja pasja zaczęła się w szkole podstawowej – miałem bardzo dobrą nauczycielkę chemii. Zaraziła mnie ona dociekliwym spojrzeniem na otaczający nas świat, zadawaniem pytań i eksperymentowaniem. Pokazała, że oprócz tego, że chemia jest bardzo interesującą dziedziną, może być też pomysłem na przyszłość.
Czym zajmuje się Pan Profesor naukowo?
Zajmuję się chemią pierwiastków promieniotwórczych, ze szczególnym uwzględnieniem technetu, który jest jednym z głównych produktów rozszczepienia uranu podczas pracy reaktora jądrowego. Pierwiastek ten jest sporym wyzwaniem od strony badawczej – ma on bardzo skomplikowaną chemię, ponieważ może występować na wielu stopniach utlenienia, przez co możliwych jest istnienie wiele (niekoniecznie dobrze zbadanych) równowag w roztworach. Jest tu więc znaczne pole do dociekania i analizy. Technet jest pierwiastkiem promieniotwórczym, co oznacza, że nie posiada żadnych stabilnych izotopów. W związku z tym praca z nim wymaga specjalistycznej wiedzy, a także odpowiednio dostosowanych pracowni, tak zwanych pracowni izotopowych. Pod uwagę należy brać także elementy ochrony radiologicznej, takie jak stosowanie odpowiednich osłon. Izotop, z którym przede wszystkim pracuję, to technet-99, który ma okres połowicznego rozpadu rzędu 213000 lat. Rozpada się on wyłącznie na drodze rozpadu beta minus. W swoich badaniach najczęściej stosuję metody spektroskopowe i elektrochemiczne, takie jak chronowoltamperometria czy chronopotencjometria, które są także szeroko stosowane do badania charakterystyki izotopów stabilnych. Chemia technetu jest skomplikowana. Ulega on współekstrakcji z uranem, a także ma właściwości katalityczne, co skutecznie utrudnia procesy separacyjne podczas przetwarzania wypalonego paliwa jądrowego. W procesach tych stosuje się ekstrakcję typu ciecz-ciecz (faza wodna – faza organiczna), która polega na podziale pierwiastków w ich określonych formach pomiędzy dwie praktyczne niemieszające się fazy ciekłe. Technet wpływa na szybkość rozkładu kwasu azotowego(V), który jest obecny w różnych stężeniach w fazie wodnej, z której to zachodzi ekstrakcja uranu do fazy organicznej. W związku z tym bardzo istotne jest dogłębne poznanie chemii tego pierwiastka – zbadanie stabilności poszczególnych jego form wykorzystując np. pomiary spektroskopowe: Ramana, UV-Vis czy z wykorzystaniem promieniowania synchrotronowego.
Co sprawiło, że zainteresował się Pan Profesor chemią jądrową?
Od zawsze interesowała mnie również fizyka, a chemia jądrowa jest dziedziną z pogranicza chemii i fizyki. Studiując chemię, miałem z tyłu głowy, że ciekawie byłoby połączyć to, czego dowiedziałem się na zajęciach, z fizyką. Zrozumiałem, że chemia jądrowa, efekty rozpadów promieniotwórczych oraz zagadnienia związane z pierwiastkami promieniotwórczymi to coś, co do mnie przemawia.
Jakie są perspektywy rozwoju tej dziedziny?
Chemia jądrowa jest dziedziną dynamicznie rozwijającą się, czy to od strony medycznej, czy energetycznej, zatem możliwości są bardzo szerokie – szczególnie biorąc pod uwagę decyzję o budowie reaktorów jądrowych w Polsce. Nasz kraj będzie potrzebował, a w zasadzie już potrzebuje, wysokiej klasy specjalistów, którzy potrafią pracować z preparatami promieniotwórczymi. Z drugiej strony, medycznymi aspektami chemii jądrowej zajmuje się chemia, nazwijmy ją, radiofarmaceutyczna. Ta część chemii jądrowej również jest bardzo istotna, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że jesteśmy jednym z czołowych producentów molibdenu-99 w Europie. Molibden-99 rozpada się do technetu-99m, który jest radioizotopem zdecydowanie dominującym w obszarze radiodiagnostyki. Nowoczesne metody radiodiagnostyki i radioterapii to obszar, który bardzo dynamicznie się rozwija i w przyszłości z pewnością będzie nadal szeroko eksplorowany.
Z naukowcami z jakich innych dziedzin Pan Profesor współpracuje?
Przede wszystkim z naukowcami związanymi z fizyką jądrową – współpracujemy z zespołem fizyki spektroskopii jądrowej naszego Uniwersytetu. Obejmuje to, przykładowo, elektrochemiczne przygotowanie konkretnych tarcz monoizotopowych służących do badania procesu rozszczepienia jąder pierwiastków ciężkich. W tego typu badaniach niezbędna jest współpraca naszych zespołów.
Jaki jest najpopularniejszy mit odnośnie promieniotwórczości wśród opinii publicznej?
Powszechnie uważa się, że promieniowanie jest obecne wyłącznie tam, gdzie elektrownie jądrowe. Jest to oczywisty mit – promieniowanie nas otacza, czy to w postaci promieniowania kosmicznego, które nieustannie do nas dociera, czy tego emitowanego z radioizotopów obecnych w naszym ciele, materiałach budowlanych czy nawet w tym stole. Pytaniem nie powinno być więc to“Czy coś jest promieniotwórcze?”, a “Jak bardzo?”.
Myślę, że wiele osób nie zdaje sobie z tego sprawy, że gdyby nie radioizotopy medyczne, nie istniałaby we współczesnym kształcie medycyna nuklearna związana z diagnostyką i terapią chociażby nowotworów.
Jakie kierunki rozważał Pan Profesor decydując się na studia i dlaczego padło na chemię?
Bardzo trudne pytanie *śmiech*. Rozważałem wiele kierunków, począwszy od slawistyki, przez germanistykę, aż po astronomię. Poza chemią mam szerokie zainteresowania, więc długo zastanawiałem się i szukałem pomysłu na siebie. Ostatecznie zdecydowałem, że zgłębianie chemii będzie czymś, co umożliwi mi połączenie zagadnień związanych z fizyką w kontekście chemii i fizyki jądrowej, które bardzo mnie interesowały. Oprócz tego skończyłem również psychologię na Naszym Uniwersytecie.
Co sprawiło, że zdecydował się Pan Profesor na obranie ścieżki naukowej?
Od zawsze interesowała mnie nauka, badanie i dociekanie niezbadanych procesów, a także szukanie związków przyczynowo-skutkowych. Zajęcie się szeroko rozumianą nauką wydało mi się zupełnie naturalnym wyborem.
Co najbardziej zaskoczyło Pana Profesora w pracy naukowej?
Myślę, że jest to konieczność nieustannego dociekania. Do wyciągnięcia odpowiednich konkluzji z przeprowadzonego eksperymentu niezbędna jest bardzo szeroka wiedza, która musi być ciągle poszerzana. Doceniam to, że będąc studentem na naszym Wydziale, miałem prowadzone zajęcia ze wszystkich działów chemii, dzięki czemu jest mi o wiele łatwiej w codziennej pracy laboratoryjnej. Mam poczucie, że moje wykształcenie nie było nastawione na tylko jedną dziedzinę, przykładowo chemię fizyczną, a było ono bardziej kompleksowe, co pozwala sprostać wyzwaniom z pogranicza innych nauk. Fakt, że nauka wielu kawałków składa się na szeroko rozumianą chemię, był dla mnie swego rodzaju odkryciem.
Co według Pana Profesora jest najtrudniejsze w pracy naukowej?
Cierpliwość *śmiech*. Czasem wyniki chce się dostać już, teraz, a często tak nie jest – eksperymenty muszą być powtarzane, aby mieć pewność, że otrzymany wynik rzeczywiście ma potencjał, a wysnute wnioski są poprawne. Nieraz zdarza się, że wynik eksperymentu odbiega od oczekiwanego rezultatu i konieczne jest gruntowne przeanalizowanie całej procedury, a także swoich oczekiwań. Jednocześnie jest to też najlepsza strona pracy naukowej – możliwość dociekania, szukania, stawianie i weryfikowanie hipotez. To oczywiście nie jest takie proste – mój pomysł na wytłumaczenie obserwowanego fenomenu może być zupełnie niezgodny z rzeczywistością, co wymaga całkowitej zmiany sposobu myślenia. W pracy naukowca niezbędna jest elastyczność i gotowość do zmiany punktu widzenia.
Jakie są Pana zainteresowania poza chemią?
Jak wspomniałem, moje zainteresowania są dość szerokie. Lubię aktywność fizyczną – piesze wycieczki w górach, nordic walking czy rower. Interesuję się również ikonografią bizantyjską. Ze względu na natłok obowiązków nie zawsze znajduję czas na pielęgnowanie wszystkich moich zainteresowań, jednak na te, które wymieniłem, staram się wygospodarować więcej czasu.
Czy podczas edukacji Pana Profesora był dydaktyk, który miał na Pana Profesora szczególny wpływ?
Zdecydowanie był i jest nim profesor Andrzej Czerwiński. Zawsze akcentował, jak ważny jest szacunek do nauki i drugiego człowieka. Swoją postawą prezentował i nadal prezentuje profesjonalne podejście do pracy i rezultatów badań, co miało nieoceniony wpływ na mnie jako chemika i człowieka.
Co było dla Pana Profesora największym wyzwaniem podczas studiów?
Przede wszystkim gospodarowanie czasem – skoordynowanie zajęć na dwóch różnych kierunkach i stworzenie grafiku w taki sposób, by być w stanie wszystko zaliczyć. Młody człowiek uważa, że “wrzucenie” w harmonogram dużej liczby zajęć od razu sprawia, że wszystko już jest ustalone i zrobione, podczas gdy wcale tak nie jest. W trakcie semestru przychodzi czas, gdy trzeba przygotować się do wielu zajęć na raz i momentami okazywało się, że trudno to połączyć. Oprócz tego pewnym wyzwaniem dla mnie była chemia teoretyczna, która wymagała znacznego namysłu. Była jednak ona bardzo interesująca, szczególnie, że porusza zagadnienia z pogranicza dwóch dziedzin.
Czy przyjmuje Pan Profesor studentów na prace dyplomowe? Jeśli tak, czego można się spodziewać?
Krwi i potu *śmiech*. A tak na poważnie, oczywiście przyjmuję studentów, choć z racji pełnionych obowiązków ich liczba jest obecnie ograniczona. Realizując u mnie pracę dyplomową przede wszystkim można oczekiwać jasnych reguł funkcjonowania w laboratorium oraz dobrze określonych założeń co do efektu końcowego naszej współpracy.
Czy chciałby Pan Profesor podzielić się ze studentami anegdotą z czasów studiów?
Rzecz działa się na jednym z egzaminów. Był on bardzo trudny, wymagał opanowania opisu wielu skomplikowanych przemian. Podręcznikami do tego przedmiotu były opasłe księgi po kilkaset stron każda. Warto wspomnieć, że było to w czasach przed powszechnym użytkowaniem telefonów mobilnych. Jedna z osób postanowiła wesprzeć się pomocą naukową w postaci wspomnianej książki. Trzymając tę pozycję literaturową na swoich kolanach, pod wpływem stresu, bohater opowieści opuścił swoją około dziewięćset stronicową księgę, która potoczyła się po stopniach auli. Okazało się, że wspomniana pomoc dydaktyczna nie pomogła bohaterowi opowieści w zdaniu egzaminu *śmiech*.
Czy ma Pan Profesor jakąś radę dla przyszłych chemików?
Przede wszystkim – nie zamykać się na jedną dziedzinę nauki. Nawet, jeśli ktoś jest z zamiłowania chemikiem organikiem, to apeluję, aby nie był zamkniętym na inne działy chemii. W późniejszej pracy badawczej może okazać się, że zagadnienia z chemii fizycznej czy analitycznej będą krytyczne, przykładowo, z perspektywy oznaczenia syntezowanej substancji. Ogólnie wykształcenie, które oferujemy na naszym Wydziale, jest nie do przecenienia. Natomiast studentom rozważającym ścieżkę naukową sugerowałbym jak najwcześniejsze rozpoczęcie jej realizacji – wyjazdy na konferencje, udział w kołach naukowych czy współtworzenie publikacji naukowych.
Autorzy: Fryderyka Wachnicka-Grymuza, Mikołaj Jagieniak
Dr hab. Karolina Pułka-Ziach, prof. ucz.
Na czym polegają obowiązki Prodziekana ds. badań?
Obowiązki prodziekana ds. badań polegają przede wszystkim na podpisywaniu mnóstwa dokumentów *śmiech*. A tak naprawdę, zajmuję się szeroko pojętymi badaniami naukowymi na naszym Wydziale, a przede wszystkim projektami grantowymi – od momentu składania projektu aż do jego rozliczenia. Podpisuję wnioski, a także sprawdzam, czy wszystko przebiega zgodnie z zasadami danych konkursów. Zdarza się, że muszę odesłać takie wnioski do poprawy. I tu nie dałabym sobie rady, gdyby nie pomoc moich współpracowniczek z Sekcji Obsługi Badań. Generalnie, moje obowiązki polegają na czuwaniu nad badaniami i projektami naukowymi finansowanymi zarówno ze środków uniwersyteckich, jak i zewnętrznych.
Co było najbardziej zaskakującym aspektem związanym z objęciem tego stanowiska?
Chyba właśnie liczba podpisów, które składam każdego dnia. Całe szczęście, że mamy teraz podpisy elektroniczne, więc nie trzeba męczyć ręki *śmiech*. Oprócz tego liczba spotkań, w których musimy brać udział, a co za tym idzie – chroniczny brak czasu.
Skąd wzięła się pasja Pani Profesor do chemii?
Z przypadku *śmiech*. W szkole podstawowej nie miałam żadnych problemów z chemią, a wiadomo, jak to bywa – często nauczyciele zachęcają uczniów do udziału w różnych konkursach. Wystartowałam więc w konkursie chemicznym, dobrze mi poszło, a że pochodzę z małego miasteczka, to wieść szybko się rozeszła. W związku z tym nauczyciel w szkole średniej także zaproponował mi udział w olimpiadzie i kółku chemicznym i tak właściwie zostało.
Jakie kierunki rozważała Pani Profesor decydując się na studia? Czy były jakieś poza chemią?
Nie studiowałam na Wydziale Chemii, tylko w ramach Kolegium MISMaP, więc było to połączenie chemii, biologii, a także zajęć na farmacji. W zasadzie nie rozważałam innych kierunków, ale na pewno wiedziałam, że nie chcę studiować medycyny. Niektórzy uczestnicy olimpiad chemicznych startowali w tym konkursie wiedząc, że chcą pójść na te studia, a zdobycie tytułu laureata zapewniało im indeks na kierunku lekarskim – ja natomiast byłam przekonana, że tego indeksu absolutnie nie chcę *śmiech*. Na MiSMaP zdecydowałam się dlatego, że część moich znajomych obrała właśnie tę ścieżkę, a chemia zawsze była dla mnie w miarę prosta i jakoś tak wyszło.
Dlaczego wybrała Pani Profesor akurat chemię?
Chyba dlatego, że było prosto *śmiech*. Oczywiście musiałam przykładać się do pewnych działów chemii, ale generalnie nie męczyłam się przy tym za bardzo.
A dlaczego zdecydowała się Pani Profesor na ścieżkę naukową?
Ścieżka naukowa daje dużą swobodę, lubię mieć własne pomysły i próbować rozwiązywać dany problem na swój własny sposób, podążać za swoimi “marzeniami” chemicznymi. Gdy podoba mi się działanie jakiegoś związku, szukam, czy mogę je polepszyć albo zaplanować taki związek, żeby miał określone właściwości. Lubię mieć możliwość swobodnego planowania i przeprowadzania eksperymentów oraz szukania rozwiązań problemów.
Czym zajmuje się Pani Profesor naukowo?
Tak bardzo ogólnie – chemią organiczną, natomiast bardziej szczegółowo – chemią foldamerów. Foldamery to mimetyki peptydów w sensie strukturalnym – nie składają się one z aminokwasów, tylko innych bloków budulcowych, które mogą pochodzić od aminokwasów, choć nimi nie są. Foldamery przyjmują struktury drugorzędowe, które są znane dla peptydów. Zajmuję się związkami należącymi do grupy oligomoczników, w których poszczególne bloki budulcowe połączone są wiązaniami mocznikowymi. Takie oligomery zwijają się w helisy typu 2.5, które mają bardzo zbliżone parametry do α-helis znanych dla peptydów, ale oprócz tego mają pewne szczególne właściwości – są bardzo stabilne konformacyjnie oraz odporne na degradację enzymatyczną. Stabilność konformacyjna oznacza, że zarówno w roztworze, jak i ciele stałym, dany oligomer występuje w postaci helisy. Oprócz tego tym, co odróżnia helisy oligomocznikowe od helis peptydowych, jest fakt, że wystarczy bardzo krótki fragment, bo zbudowany zaledwie z czterech reszt mocznikowych, aby otrzymać stabilny zwrot helisy. W przypadku peptydów potrzebnych jest minimum siedem aminokwasów, a w dodatku muszą to być szczególne aminokwasy, ponieważ to, czy dany peptyd zwija się w helisę, zależy od struktury pierwszorzędowej, czyli sekwencji i rodzaju aminokwasów. Jeśli chodzi o moczniki, nie ma tam takiej zależności – jakiegokolwiek łańcucha bocznego nie weźmiemy, dany związek zwija się w helisę. Stabilność struktury helikalnej wynika z tego, że w przypadku oligomoczników mamy do czynienia z trójcentrowymi wiązaniami wodorowymi, które ją stabilizują. W przypadku peptydów są to wiązania dwucentrowe, co czyni helisy peptydowe nieco mniej stabilnymi konformacyjnie.
Co sprawiło, że zainteresowała się Pani Profesor właśnie tą dziedziną chemii?
Zainspirował mnie staż podoktorski. Na doktoracie zajmowałam się aminokwasami, a konkretniej syntezą aminokwasów usztywnionych, czyli takich z ograniczoną rotacją wokół poszczególnych wiązań. Dokładniej, były to usztywnione analogi tryptofanu. Po doktoracie jeszcze przez pewien czas nad nimi pracowałam, po czym zdecydowałam się na staż podoktorski. Mojemu mężowi, wtedy jeszcze narzeczonemu, bardzo zależało na realizowaniu swojego stażu podoktorskiego w konkretnej grupie badawczej, postanowiłam więc poszukać kogoś w tej samej jednostce. Znalazłam wtedy profesora Gillesa Guicharda w Bordeaux, który zajmował się właśnie oligomocznikami. Tak zaczęła się moja przygoda z tymi związkami, które potem przyjechały ze mną do Warszawy i myślę, że dobrze się tu mają *śmiech*.
Jakie są perspektywy rozwoju tej dziedziny?
Myślę, że perspektywy są bardzo szerokie – to co już wiemy o oligomocznikach, to m.in. to, że możemy zaplanować takie sekwencje, które mają, przykładowo, odpowiednie właściwości biologiczne. Z Dziekanem Sękiem pracujemy nad oligomocznikami o działaniu antybakteryjnym. Rzecz jasna nie tylko my nad tym pracujemy, jest to bardzo szeroka działka. Z drugiej strony, oligomoczniki mogą mieć zastosowania w chemii nanomateriałów – mogą przewodzić elektrony, co jest drugim aspektem naszej współpracy z Panem Dziekanem. Pokazaliśmy, że związki te są doskonałymi mediatorami transportu elektronów, a ponadto, stosując odpowiednie sekwencje oligomoczników oraz różne czynniki zewnętrzne, potrafimy “poruszać” helisami unieruchomionymi na podłożu (złocie), na przykład możemy spowodować, że helisa “wstanie” z podłoża bądź się na nim “położy”.
Wspomniała Pani Profesor o współpracy z Panem Dziekanem Sękiem. Z jakimi innymi dziedzinami współpracuje Pani Profesor najczęściej w swoich badaniach?
Poza elektrochemią, ściśle współpracujemy także z grupą Pana Profesora Bartosika z Wydziału Biologii przy badaniach związków o działaniu przeciwbakteryjnym.
Co było dla Pani Profesor najbardziej zaskakującym aspektem pracy naukowej?
Chyba to, że często nic nie wychodzi zgodnie z planem. Czasem nad eksperymentem trzeba spędzić długie godziny. Chemia organiczna jest o tyle specyficzna, że efektów nie widać od razu – nastawiamy reakcję, która przez jakiś czas się “miesza”, a następnie musimy wyodrębnić dany związek, co zazwyczaj sprowadza się do wielogodzinnego robienia kolumn chromatograficznych. Czas upływający od początku eksperymentu do uzyskania widocznych rezultatów często jest bardzo długi i można się po drodze zniechęcić. Z drugiej strony, gdy już widać efekt i spojrzy się na wszystko z góry, to czuć satysfakcję, że udało się i doszło się do celu swojej pracy. Czasami podczas wykonywania poszczególnych eksperymentów można mieć poczucie, że nic z tego nie będzie i dopiero po wielu próbach znajduje się rozwiązanie, o które nam chodziło. Zapala się wtedy taka żaróweczka – “Mam to!”.
A co jest według Pani Profesor najtrudniejsze w pracy naukowca?
To, że czasem ponosi się porażki – gdy okazuje się, że starannie przemyślany plan zupełnie nie wychodzi.
Jakie ma Pani Profesor zainteresowania poza chemią?
Mam dwie córki – Kalinę (10 lat) i Zosię (4 lata) – które właściwie wypełniają mi cały wolny czas *śmiech*. Lubimy razem z dziewczynami piec ciasta czy ciasteczka. Oprócz tego spodobało nam się malowanie kamyków i rozkładanie ich w różnych miejscach w Warszawie i nie tylko. Ścigamy się też, która więcej znajdzie już pomalowanych kamieni. Sama lubię robić na drutach – bardzo mnie to uspokaja, choć ostatnio nie za bardzo znajduję na to czas. Kiedyś bardzo lubiłam chodzić do teatru, w szczególności podobała mi się twórczość Krystiana Lupy. W czasie doktoratu zdawałam nawet egzamin z teatrologii – za moich czasów w trakcie studiów doktoranckich należało zdać egzamin z dziedziny dodatkowej, poza tą wiodącą. Większość doktorantów na Wydziale Chemii wybierała geologię, natomiast ja bardzo nie chciałam zdawać tego przedmiotu. Miałam różnych znajomych będących teatrologami z wykształcenia, więc znalazłam profesora, który zechciał mnie przeegzaminować z twórczości Krystiana Lupy. Pojechałam zatem do Krakowa i zdałam egzamin *śmiech*.
Co było dla Pani Profesor największym wyzwaniem na studiach?
Przede wszystkim ogarnięcie samych studiów. Jak wspominałam, studiowałam na MISMaPie. Wtedy jeszcze nie było USOSa, na zajęcia zapisywaliśmy się przez wpisy na papierowe listy bądź poprzez bezpośredni kontakt z prowadzącymi. Tak zwane “mismapy” nie były często dobrze widziane, bo zajmowaliśmy miejsca. Chyba właśnie znalezienie się w tym wszystkim było dla mnie najtrudniejsze. Jeśli chodzi o zajęcia, to kiedyś musiałam przez jedną noc nauczyć się na wejściówkę z reakcji oscylacyjnych, co było dość ciężkie. Na szczęście się udało *śmiech*.
Czy był jakiś dydaktyk, który szczególnie na Panią Profesor wpłynął w trakcie studiów?
Na naszym Wydziale było i jest wielu fantastycznych nauczycieli akademickich. Szczególnie wspominam dwóch profesorów, którzy prowadzili świetnie wykłady i na których zajęcia przychodziliśmy z przyjemnością. Są to Pan Profesor Marek Kalinowski, prowadzący Podstawy Chemii, i Pan Profesor Piotr Wrona, prowadzący Chemię Nieorganiczną. Kolokwia u Profesora Kalinowskiego nazywane były “kalinówkami” i bardzo dobrze je wspominam, ponieważ pytania na nich były zwykle niesztampowe, podobnie zresztą u Pana Profesora Wrony.
Czy przyjmuje Pani Profesor studentów na prace dyplomowe?
Tak, jak najbardziej, na wszelkiego rodzaju prace – licencjackie, inżynierskie, magisterskie. Studenci mogą spodziewać się przede wszystkim fajnej atmosfery – nasz zespół nie jest bardzo duży i świetnie się dogadujemy. Oprócz tego oczywiście nie obejdzie się bez ciężkiej pracy – praca chemika organika bywa nudna i często pojawiają się myśli typu “Znowu ta kolumna”. Można oczekiwać także pracy z oligomocznikami, możliwe też, że wrócimy do peptydów i pochodnych aminokwasów. Przyznaję, że czasami też się czepiam *śmiech*. Zdarza się, że konieczne jest powtórzenie eksperymentu, bo powstało za mało produktu albo jest niedoczyszczony i próbka zawiera też inne związki, oprócz tego pożądanego. Mogę jednak zagwarantować fajną atmosferę i ciekawe projekty.
Czy ma Pani Profesor anegdotę z czasów studiów, którą chciałaby się Pani Profesor podzielić?
Profesor Sęk wspominał o Talesie z Miletu, u nas z kolei były Syfy z Sufitu *śmiech*. Gdy studiowałam, to wiele pracowni było, krótko mówiąc, starych. Za moich czasów na Chemii Analitycznej było ćwiczenie z wagowego oznaczania siarczanów – należało strącić te aniony w postaci siarczanu baru, który następnie należało dokładnie zważyć. Ważenia dokonywano w kwarcowych tyglach, które najpierw trzeba było wiele razy wyprażyć do stałej masy, która pomiędzy poszczególnymi ważeniami nie mogła się dużo różnić, następnie wyprażało się tygiel z siarczanem. Nikt z nas nie zaliczył tego ćwiczenia za pierwszym razem. Mieliśmy na roku kolegę, który raczej niechlujnie pracował. W trakcie tego ćwiczenia podszedł do niego asystent, który zwrócił mu na to uwagę i spytał, czy nie boi się niezaliczenia ćwiczenia. Kolega spojrzał na asystenta, namyślił się i odparł: “Jak mi się nasypią te syfy z sufitu to masa się wyrówna i wszystko będzie dobrze” *śmiech*. Syfy z sufitu zostały z nami już do końca studiów.
Czy ma Pani Profesor jakieś słowo dla przyszłych chemików?
Nie należy się zrażać. Praca chemika nie jest łatwa, ale daje dużo satysfakcji. Nie należy także zniechęcać się na studiach – czasami wydaje się, że już się nie da rady, że już się nie podniesie i najlepiej w ogóle zrezygnować. Nie można się załamywać, trzeba stawić czoła problemom i nie bać się zadawać pytań prowadzącym. Często odnoszę wrażenie, że studenci boją się zadawać pytania, bo wydaje im się, że pytanie jest głupie i że powinni już to wiedzieć. Absolutnie nie można się tym przejmować – lepiej zapytać niż załamywać się, że nie da się czegoś nauczyć. Zrozumienie danych zagadnień od samego początku jest znacznie lepsze niż nauka na pamięć, bo często później trzeba wykorzystywać wiedzę z wcześniejszych działów chemii czy lat studiów. Pamięć jest zawodna i takie rzeczy zwyczajnie ulatują, natomiast gdy zrozumie się jakiś mechanizm czy efekt, nie ma potrzeby uczyć się na pamięć.
Autorzy: Fryderyka Wachnika-Grymuza, Mikołaj Jagieniak
Dr hab. Adam Lewera, prof. ucz.
Na czym polegają obowiązki Prodziekana ds. rozwoju?
Oprócz obowiązków czysto administracyjnych, najbardziej interesującym i dającym największą satysfakcję obowiązkiem jest zapewnienie możliwości rozwoju Wydziału. Dzieje się to poprzez umożliwianie współpracy w taki sposób, by badania, które realizujemy na Wydziale, miały przełożenie na życie codziennie. Polega to, między innymi, na zachęcaniu firm zewnętrznych do współpracy czy demonstrowaniu możliwości Wydziału podmiotom zewnętrznym. Kładziemy także nacisk na patentowanie wynalazków – wbrew pozorom, patent jest nie tylko ochroną dla samego wynalazcy, ale także przekazaniem pewnego pomysłu w sposób zrozumiały dla osób, które nie są związane zawodowo z naszą dziedziną. Taki wynalazek staje się zatem także własnością publiczną. Istotne jest to, by nasze badania miały realny wpływ na społeczeństwo i gospodarkę.
Czy było coś, co Pana Profesora szczególnie zaskoczyło w związku z objęciem obowiązków dziekańskich?
Z pewnością była to liczba spraw, którymi należy się zająć *śmiech*. Zaskakujące było to, jak wiele się dzieje na Wydziale i jak wiele z tych rzeczy wymaga mojej uwagi.
Jak zaczęła się pasja Pana Profesora do chemii?
Zdaje się, że nie będę w tej kwestii oryginalny. Dla osób w moim wieku czynnikiem formującym zdecydowanie były książki Stefana Sękowskiego. Zetknąłem się z nimi jako dziecko i od razu mnie zafascynowały. Z tego powodu to właśnie chemia była moją ulubioną dziedziną w szkole. Oprócz tego jako nastolatek szczególnie interesowałem się fotografią analogową – obecnie na wymarciu – opierającą się na związkach srebra. Zarówno wywoływanie zdjęć, jak i ich utrwalanie, to procesy stricte chemiczne, dzięki czemu mogłem równocześnie zajmować się dwoma interesującymi mnie dziedzinami.
Czym zajmuje się Pan Profesor naukowo?
Obecnie najbardziej interesuje mnie zrozumienie czynników wpływających na aktywność katalityczną. Nie jest to dobrze poznane, choć istnieją teorie opisujące, dlaczego niektóre materiały wykazują właściwości katalityczne. Przede wszystkim intryguje mnie eksperymentalna weryfikacja tych teorii, a także zrozumienie, dlaczego w niektórych reakcjach pewne materiały są aktywne katalityczne, a inne nie.
Skąd wzięło się zainteresowanie Pana Profesora właśnie tą dziedziną?
Można powiedzieć, że była to ewolucja – zaczynałem od elektrochemii i elektrokatalizy, a następnie zająłem się ogólnie rozumianą katalizą heterogeniczną. Uważam, że jest to wyjątkowo fascynujące zagadnienie. Proces katalizy jest szeroko wykorzystywany w wielu dziedzinach techniki, mimo że nie jest do końca poznany. Jako naukowcy, wciąż nie do końca wiemy, co stoi za aktywnością katalityczną niektórych materiałów. Jedna z teorii postuluje korelację właściwości katalitycznych ze strukturą pasma walencyjnego. Korelacja ta wydaje się być dość naturalna, ale okazuje się, że do tej pory nikomu nie udało się jej jednoznacznie wykazać eksperymentalnie. Niektóre badania, które obecnie prowadzę, są przeprowadzane we współpracy z różnymi instytucjami zewnętrznymi, z którymi wspólnie staramy się rozwiązać problem korelacji pomiędzy właściwościami elektronowymi i katalitycznymi. Zrozumienie przyczyn i czynników determinujących właściwości katalityczne miałoby, oczywiście, znaczne przełożenie na przemysł. Mnie jednak przede wszystkim interesuje poznawczy aspekt tego zagadnienia – zrozumienie, w jaki sposób przebiegają reakcje katalityczne oraz jak przewidywać takie właściwości, czy to na podstawie obliczeń ab initio, czy wykorzystując proste eksperymenty.
Z jakimi innymi dziedzinami Pan Profesor współpracuje w swoich badaniach?
Spoza chemii są to przede wszystkim fizycy zajmujący się właściwościami elektronowymi materiałów. Jeśli chodzi o współpracę w obrębie chemii, to najczęściej jest to chemia fizyczna i chemia teoretyczna. W czasie post-doca poznałem badaczy, z którymi obecnie pracujemy nad opracowaniem nowej teorii, która łączyłaby właściwości katalityczne i elektronowe różnych materiałów.
Co było największym zaskoczeniem w pracy naukowej?
Zaskoczyło mnie to, jak wiele jest jeszcze do odkrycia i jak niewiele my, jako naukowcy, tak naprawdę wiemy. Bardzo wiele zjawisk nie zostało jeszcze zgłębionych i dokładnie opisanych – okazuje się, że jakiejkolwiek dziedziny wiedzy by nie poruszyć, szybko trafia się na granicę poznania. Fascynujące jest to, jak wiele jeszcze przed nami.
W takim razie co jest najtrudniejsze w pracy naukowca?
Napisanie publikacji na temat eksperymentów, które się przeprowadza *śmiech*. Eksperymenty robi się świetnie i o wiele chętniej zacząłbym robić kolejny eksperyment, niż pisać publikację na temat poprzedniego.
A co najbardziej podoba się Panu Profesorowi w pracy naukowej?
Zdecydowanie będzie to poznawanie. Satysfakcja, że jest się w miejscu, w którym nikt nigdy wcześniej nie był. Próby zrozumienia mechanizmów stojących u podstaw wielu zjawisk sprawiają mi dużo przyjemności i mobilizują do dalszej pracy.
Czy rozważał Pan Profesor inne kierunki studiów?
Na początku studiowałem w ramach kolegium MiSMaP – miałem ambitne plany, by studiować jednocześnie, oprócz chemii, biologię i fizykę. Jednak ze względu na ilość czasu, jaką musiałbym poświęcić na równoczesne studiowanie tych kierunków, postanowiłem skupić się na chemii.
Dlaczego wybrał Pan Profesor właśnie chemię?
Myślę, że chemia po prostu najbardziej mi odpowiada – jest to dziedzina wiedzy, w której czuję się najlepiej. Zdecydowały osobiste preferencje.
Co sprawiło, że zdecydował się Pan Profesor na obranie ścieżki naukowej?
Kończąc doktorat, zdecydowałem się na pracę w firmie informatycznej. Zajmowałem się wtedy analizą danych. Była to bardzo ciekawa praca polegająca na wyszukiwaniu wzorów i schematów w danych, po raz pierwszy zetknąłem się wtedy ze sztuczną inteligencją. Miałem różne pomysły, by wykorzystać ją w chemii. Problem był taki, że jakość danych w tamtych czasach była zbyt niska, by skutecznie wykorzystać to narzędzie. Obserwuję teraz, że podobne idee są obecnie wdrażane w życie i jest to bardzo ciekawy kierunek, jednak wtedy nie było to wykonalne. Ostatecznie zdecydowałem, że ta praca to nie to – była ona dość rutynowa, a rutyna nie jest czymś, za czym szczególnie przepadam. Najbardziej lubię zajmować się zagadnieniami, które sprawiają wyzwania, dlatego ścieżka naukowa wydała się naturalnym wyborem.
Jak sztuczna inteligencja może wspomóc chemików?
Chodzi przede wszystkim o wyszukiwanie wzorców – mając odpowiednio dużo danych zdarza się, że trudno jest dostrzec skrywane w nich relacje i schematy. Uważam, że nie ma ryzyka, że sztuczna inteligencja zastąpi nas – ostatecznie jest to tylko narzędzie, które wie tyle, ile sami mu przekażemy. Wyszukiwanie wzorców w danych jest, rzecz jasna, wartością dodaną, ale sądzę, że AI nie zdoła zastąpić kreatywnej pracy chemika.
Co w odczuciu Pana Profesora było największym wyzwaniem na studiach?
W moim przypadku było to znalezienie czasu na wszystko poza studiami *śmiech*. Jako student mieszkałem w akademiku, więc oprócz studiów, musiałem zorganizować sobie całe życie, co rzeczywiście stanowiło pewne wyzwanie. Jeśli chodzi o same przedmioty, to można powiedzieć, że chemia organiczna nie była moim konikiem – zapamiętanie wszystkich reakcji, mechanizmów. Jest ona, oczywiście, bardzo ciekawą dziedziną, ale jej dogłębne poznanie nie leży w moim zakresie zainteresowań.
Czy był jakiś dydaktyk, który miał szczególny wpływ na rozwój Pana Profesora w trakcie studiów na naszym Wydziale?
To bardzo trudne pytanie – uczyło mnie wielu doskonałych dydaktyków. Jednak największy wpływ wywarł na mnie chyba Pan Profesor Galus. Od początku byłem związany z Pracownią Elektroanalizy Chemicznej, ale to wykład Pana Profesora wywarł na mnie największe wrażenie – łatwość wyjaśniania skomplikowanych zagadnień oraz prosty i logiczny sposób tłumaczenia.
Czym zajmuje się Pan Profesor poza chemią?
Między innymi wcześniej wspomnianą fotografią, obecnie w postaci cyfrowej – nie mam już, niestety, miejsca na ciemnię i fotografię analogową, choć jakiś czas temu miałem jeszcze aparaty wielkoformatowe do robienia zdjęć na dużych negatywach i odbijania ich w sposób stykowy. Niestety, przez brak czasu, nie rozwijałem dalej tego zagadnienia. Obecnie głównie fotografuję rodzinę. Oprócz tego lubię dobrą literaturę i podróże.
Czy ma Pan Profesor jakąś anegdotę, którą chciałby się Pan Profesor podzielić ze studentami?
Nie jestem pewny, czy mogę się nią podzielić *śmiech*. Giełda pytań z wejściówek funkcjonowała na studiach chyba od zawsze – grupy laboratoryjne wymieniały się między sobą wiedzą z poszczególnych ćwiczeń. Akurat tak wyszło, że mieliśmy z kolegą ćwiczenie z polarografii przed resztą studentów, więc oczywiście przyszli oni do nas z chęcią wymiany doświadczeń. Postanowiliśmy zrobić sobie żart i przekonaliśmy kolejną grupę, że prowadzący na zaliczeniu każe odróżnić na zdjęciu Profesora Kublika od Profesora Kemuli *śmiech*. W tamtych czasach oczywiście nie było internetu, trzeba było więc pójść do biblioteki w poszukiwaniu jakichkolwiek zdjęć. Ci biedni studenci uwierzyli i przez cały tydzień przeszukiwali zbiory – nie wiem, czy ostatecznie udało im się coś znaleźć *śmiech*. Oczywiście wyjaśniliśmy potem, że był to tylko żart.
Czy przyjmuje Pan Profesor studentów na prace dyplomowe? Jeśli tak, to czego mogą się oni spodziewać?
Tak, jak najbardziej. Przede wszystkim należy spodziewać się ciężkiej pracy nad eksperymentami prowadzącymi do zrozumienia właściwości katalitycznych różnych materiałów. Obejmuje to przeróżne aspekty – od syntezy katalizatorów, nanomateriałów, poprzez badania właściwości katalitycznych nowych źródeł energii wykorzystujących katalizatory – czyli, przykładowo, ogniw paliwowych – aż do badań struktury elektronowej. Jest to więc cały przekrój badań prowadzących do lepszego poznania mechanizmów rządzących działaniem katalizatorów.
Czy ma Pan Profesor jakąś radę lub słowo dla przyszłych chemików?
Najważniejsze jest zrozumienie tego, co się widzi i bada – we wszystkich eksperymentach czy omawianych na zajęciach teoriach podstawą jest dobre pojęcie mechanizmów i zasad, które za nimi stoją.
Autorzy: Fryderyka Wachnicka-Grymuza, Mikołaj Jagieniak